Archiwum 07 marca 2009


mar 07 2009 transakcjonensis
Komentarze: 1

***
Stalingrad  - sztab generała von Paulusa 21.11.1943  15:57

- Panie generale! Rosjanie rozpoczęli ofensywę w rejonie prospektu Lenina ! Nacierają ze wszystkich stron - conajmniej trzy kompanie. Dwie inne zacisnęły pierścień okrążenia wokół stacji. Straciliśmy też łączność radiową ze stacją.
- Łącz mnie natychmiast z pułkownikiem Hermanem. Chcę mieć tam tyle bombowców ile jest w stanie rzucić do walki!

    Adiutant wybiegł z sali. Do generała podszedł natomiast wysoki człowiek w czarnym mundurze. Pułkownik SS Hans Schuttke nie był ulubieńcem von Paulusa. Ten wyrachowany człowiek mógł w jednej chwili pogrążyć każdego. No może generała nie od razu i nie bez przyczyny, jednak każdy rozmawiając z nim czuł, że powinien uważać na swoje słowa. Pułkownik w charakterystyczny dla siebie sposób przewiecił generała lodowatym wzrokiem i rzekł spokojnie:
- Za pozwoleniem generale. Przypominam o rozkazie fuhrera. Transport nie może dostać się w ręce wroga.
- Posłałem już tam kapitana von Stumpke. Chyba nie sądzi pan pułkowniku, że kapitan nie wykona rozkazu ?
- Sprawdziliśmy tego von Stumpke. Wydaje się być lojalny wobec Rzeszy. Nie sądzę jednak, by w obecnej sytuacji miał jakiekolwiek szanse dotrzeć na stację. Trzeba ją zniszczyć.
- Mam ostrzelać własnych ludzi ?
- A ma pan jakieś inne wyjście generale ?


***
Stalingrad  - ul. Pietrowska 21.11.1943  16:07

- Towarzyszu pułkowniku. Coś niezwykłego dzieje się w okolicach stacji!
- Co takiego ?
- Stacja jest atakowana z powietrza.
- Przez kogo do cholery ? Chyba nie przez nas ?
- Nie, zwiadowcy donosili, że kilkanaście sztukasów rozpoczęło własnie ostrzał zaplecza stacji.
- Niemcy atakują stację, która jest w ich rękach ?! ... A niech to, coś tu nie gra... Majorze Pawłow, wyślijcie tam swoich ludzi. Najlepiej takich, do których macie bezgraniczne zaufanie. Może ten Malenkow faktycznie coś odkrył...
- Tak jest towarzyszu pułkowniku!

    Nie minęły dwie minuty, a pluton NKWD sprawnym, wyćwiczonym biegiem wyruszył w kierunku stacji. Byli to ludzie, którym nie straszne było ani bombardowanie wroga, ani ostrzał własnej artylerii. Może byli tak głupi, a może tak fanatyczni, ważne że dla wypełnienia rozkazu gotowi byli zejść do samego piekła. Jak wkrótce mieli się przekonać, tym razem nie były to tylko puste słowa...

***
Stalingrad  - al. Bohaterów Rewolucji 21.11.1943  16:21

 - Towarzyszu sierżańcie! Szybko ! Nasi nadbiegają !
 - Nasi ?
 - Tam od prospektu Lenina...
 - Faktycznie. Ale ... Ech, niestety to enkawude. O żesz job twaju...
 - Towarzysz Wasiliew ?
 - Jestem tutaj. Kto pyta ?
 - kapitan Chasenkow, NKWD. Dlaczego wasz oddział znajduje się tak daleko od stacji ? Co robiliście w kanałach i dlaczego je opuszczacie ?
 - Towarzyszu kapitanie, Niemcy zaatakowali nas w wielkiej sile i wyparli z okolicy stacji. Musiałem zarządzić przegrupowanie sił przed kolejnym natarciem.
 - Kłamiecie! Uciekliście w obliczu wroga jak tchórzliwe psy.
 - Nie, chcieliśmy tylko zmienić taktykę i zaskoczyć ich.
 - Nie kłamcie! Uciekaliście. Siejecie defetyzm. W naszej armii nie ma miejsca dla defetystów.

    Wasiliewa oblał zimny pot. Doskonale wiedział do czego zmierza ta rozmowa. Czujnym okiem zlustrował przybyły oddział i szybko ocenił, że nie mają szans zabić wszystkich enkawudzistów. Poza tym w ich szeregach mógł być donosiciel, który wszystko by wydał. Ucieczka była lepszym pomysłem, ale także ryzykownym, bo zostaną uznani za dezerterów. Chyba że przy okazji zdobędą stację. Ta myśl wydała się Wasiliewowi całkiem szalona, ale z braku innych i z braku czasu na głębszą analizę musiał podjąć błyskawiczną decyzję. Po pierwsze zrobić zamieszanie. Po drugie przeżyć na tyle długo, by mieć czas pomyśleć o innym rozwiązaniu. W hałasie bombardowania artylerii, wśród wycia silników przelatujących bombowców, wśród echa salw karabinów maszynowych to pierwsze mogło się udać. To drugie było trudniejsze.

- Tak, ale ... Patrzcie - Niemce znowu atakują! Do kanałów ! Teraz albo nigdy! Pokażemy faszystom jak walczy żołnierz radziecki! Na stację! No dalej ! Ruszać się ! Zaskoczymy ich!

    Numer był prymitywny i naiwny, ale udał się. Zaskoczony i nie przyzwyczajony do oporu enkawudzista zrozumiał o co chodzi i zareagował dopiero wtedy gdy, Wasiliew zdążył już dwa razy obiec budynek poszturchując swoich żołnierzy zmuszając ich do reakcji. Po czym nie przejmując się tym ilu z nich okazało się być wystarczająco bystrymi i ruszyło za nim, wskoczył wprost do piwnicy i połączonych z nią kanałów. W sumie siedmiu żołnierzom udało się w ten sposób uciec razem z sierżantem. Pozostali zostali aresztowani przez NKWD. Dowódca tej formacji pozostawił kilkunastu ludzi na straży, a wraz z resztą ruszył śladem Wasiliewa.


***
Stalingrad  - gdzieś w kanałach pod stacją 21.11.1943  16:24

    Ludzie Wasiliewa biegli nie zatrzymując się przez dłuższą chwilę. Strach przed "swoimi" okazał się silniejszy niż strach przed wrogiem. Dopiero gdy dźwięk kroków goniących przestał być słyszalny w plątaninie kanałów - zwolnili. Sierżant zaczął gorączkowo szukać rozwiązania swojej niewesołej sytuacji. Nic nie przychodziło mu do głowy. Rozwiązanie przyszło jednak samo. A może nie było to rozwiązanie, tylko kolejna komplikacja ?

- Towarzyszu sierżancie. Znaleźliśmy zwłoki Niemców.
- Gdzie ?
- W tamtym pomieszczeniu na górze.
- To już chyba zabudowania stacji. Bądźcie ostrożni. Wielu jest tych martwych Niemców ? Są jacyś ranni ?
- Będzie ze sześciu. Ciężko poznać, bo wybuch bomby doszczętnie zniszczył pomieszczenie. Pewnie to była przyczyna ich śmierci. Nikt nie przeżył.
 - Jeśli wielu ich zginęło - mamy szansę zająć stację nawet w ósemkę. Niech dwóch ludzi zrobi rekonesans na górze. Ale ostrożnie, Niemcy mogą być wszędzie.


***
Stalingrad  - zaplecze stacji 21.11.1943  16:24

     Pomimo początkowych kłopotów kapitan von Stumpke i jego ludzie dotarli na stację dość sprawnie. Opuścili kanały gdzieś na zapleczu i rozpoczęli ostrożny rekonesans. Ostrożność była wskazana. Nie wiedzieli w czyich rękach obecnie znajduje się stacja. Weszli do małego magazynu obok przeładowni towarów. Widok w środku wprawił ich w zdumienie. Magazyn był kompletnie zdewastowany, nosił ślady intensywnej walki. Na środku leżały dwie na wpół otworzone, a na wpół roztrzaskane skrzynie z insygniami SS i napisami "Zwerg". Obok w kałuży krwi leżały zwłoki dwóch laborantów. Znajdowały się straszliwym stanie. Widok wyszarpanych wnętrzności mroził krew w żyłach żołnierzy przywykłych w czasie wojny do widoku różnych okrucieństw. Pod drzwiami do kolejnego pomieszczenia leżał żołnierz SS. Trzymał w rękach karabin, a sądząc ze śladów na ścianach i suficie, przed śmiercią zdążył wystrzelić cały magazynek. Głowa żołnierza leżała pół metra dalej. Wyglądała na ... odgryzioną.  Kilka metrów dalej leżał na brzuchu inny Niemiec w czarnym mundurze. Ten z kolei stracił rękę i spory kawałek brzucha.

    Kapitan otarł ręką spocone czoło. Śmierć esesmanów nie obchodziła go zanadto, ale sposób w jaki zginęli budził lęk. Możliwe, że był to wybuch granatu lub bomby - racjonalizował sobie. Jednak fantazja posiłkowana mrocznym otoczeniem zdewastowanego miasta robiła swoje. Przez długie tygodnie on i jego podwładni byli narażeni na widok krwi i trupów. Wydawało się, że powodowało to powstanie znieczulicy i zobojętnienia, a jednak psychika ludzka ma swoje granice. Długo tłumione odruchy w końcu ekslpodują gdy trafi je odpowiednio silny bodziec. Von Stumpke o tym wiedział i czuł napełniające go obrzydzenie wobec wojny i jej okrucieństw. Miał jednak zadanie do wykonania i nie mógł też pozwolić na to, aby jego żołnierze wpadli w panikę i dali się zabić z tego powodu. Postanowił działać energicznie.

    Ruszyli ku kolejnym pomieszczeniom. Do każdego wchodzili z podwójną ostrożnością. We wszystkich leżały zmasakrowane zwłoki laborantów i żołnierzy ochrony transportu. A także puste skrzynie. Dowódcę oddziału nurtowało wiele pytań. Gdzie jest transport ? Co się z nim stało ? Co przytafiło się obstawie ? I najważniejsze: CO było w tym transporcie ?

***
Stalingrad  - na froncie stacji 21.11.1943  16:29

    Kapitan Chasenkow doskonale wiedział jaki jest plan Wasiliewa. W gruncie rzeczy było mu wszystko jedno, czy złapie sierżanta zanim ten zdobędzie stację, czy nie. Jeśli uda mu się odbić stację z rąk Niemców - Chasenkow napisze pochwalny raport i Wasiliew otrzyma medal za odwagę. Jeśli nie - raport będzie nieprzychylny i sierżant otrzyma kilka kul od plutonu egzekucyjnego. Teraz nie było już pośrednich rozwiązań. Chasenkow nie przejmował się tym. Lubił rozpatrywać siebie jako czynnik motywujący. Wszystko jedno - powtarzał - czy żołnierze będą walczyć z zaangażowaniem z pobudek patriotycznych, czy ze strachu przed nim. Ważny był efekt i zysk jaki z tego będzie miała Matka Rosja.

    Żołnierze Chasenkowa mieli rozkaz strzelać do wszystkiego co się będzie ruszać i nie zamelduje po rosyjsku "Stacja zdobyta towarzyszu kapitanie". Jeśli zostali tu jacyś Niemcy, to tym gorzej dla nich. Enkawudziści sprawnie zajęli frontowe pomieszczenie stacji. Korzystając ze zmniejszonej intensywności ostrzału niemieckiego lotnictwa, udało im się także zabezpieczyć karabiny maszynowe i działo znajdujące się przed budynkiem. Potem poszli w pobliże budynku kierownictwa stacji. I wtedy właśnie rozpętało się piekło...

    Gdy otworzyli drzwi, z szybkością atakującej kobry, wyskoczyła z pomieszczenia postać w czarnym mundurze i z twarzą czarną od brudu i zaschłej krwi. Co by o nich nie mówić, to jednak enkawudziści byli dobrze wyszkoleni. Dwóch żołnierzy ubezpieczających natychmiast otworzyło ogień z karabinów. Napastnik był jednak szybszy. Odskoczył w bok i uciekł między zwały betonu z rozbitego parkanu. Z drzwi natomiast wyskoczyły dwie inne czarne postacie. Zrobiło się zamieszanie. Rosjanie strzelali na oślep. Osiągnęli jedynie tyle, że zastrzelili swojego kolegę. Czarne postacie w okamgnieniu obaliły jednego ze strzelców i skręciły mu kark. Drugi zdążył odbezpieczyć granat i rzucić się do ucieczki. Odbiegł może ze dwa metry, gdy jeden z czarnych żołnierzy skoczył na niego i zatopił zęby w jego szyi. Trysnęła krew. Wybuchł granat. Okolica pokryła się dymem. Biegnący z odsieczą pozostali enkawudziści znaleźli się w śmiertelnej pułapce. Nie widzieli siebie nawzajem, ani napastników. Rozległy się krzyki. Rozległy się strzały. I wreszcie komenda dowódcy:
- Wycofujemy się ! Wycofujemy się !

    Rosjanie próbowali uporządkować swoją pozycję i rozpocząć bardziej zorganizowaną walkę. Weszli do budynku technicznego i próbowali zamknąć drzwi. Na próżno. Jeden z napastników wdarł się przez otwór. Natychmiast przeszyła go seria z pepeszy. Czarny żołnierz jednak zamiast paść trupem pod gradem kul, rzucił się na strzelającego. Choć z licznych ran tryskała krew, on nie zważając na to wyrwał mu karabin i obalił na ziemię. Twarz wykrzywiona w przerażający sposób miała na sobie maskę zwierzęcej agresji, szału i nienawiści. Trudno było dostrzec w niej jakiekolwiek człowieczeństwo. Napastnik zdawał się też władać nadludzką siłą. Gołymi rękami dosłownie rozerwał brzuch enkawudziście wydostając na zewnątrz wnętrzności. Widząc to inni żołnierze tej słynącej z bezwględności formacji spanikowali i o mało nie zemdleli z szoku i przerażenia. Niektórzy rzucili się do panicznej ucieczki w przypadkowym kierunku, podczas gdy inni strzelali do napastnika ile się dało. Po kilku sekundach kanonady potwór w ludzkiej skórze padł na ziemię. Nie od razu przestał się ruszać - choć jego mundur był w strzępach, a ciało poszarpane licznymi trafieniami, to przez dłuższą chwilę wił się i rzęził przedśmietnie. W końcu zastygł w bezruchu.

    Żołnierze NKWD dość długo otrząsali się z szoku. Zanim im się to udało usłyszeli straszne dźwięki za drzwiami. Nieludzkie wycie, potem strzały i krzyki po rosyjsku "otwórzcie" i "pomocy". Zdawali sobie sprawę, że to ich towarzysze, którzy utknęli po drugiej stronie drzwi, walczyli właśnie z "czarnymi". Nie otworzyliby jednak teraz drzwi za żadne skarby. Własne bezpieczeństwo wyceniali znacznie wyżej. Po chwili krzyki i wycia ustały.

    Na niewiele jednak zdało się poświecenie innych. Czarni żołnierze wdarli się do budynku przez dach. Popękana drewniana konstrukcja nie wytrzymała naporu, a oddawane w kierunku napastników długie serie z karabinów nie zrobiły im krzywdy. W budynku zrobiła się kotłowanina. Wtedy niektórzy z enkawudzistów sami otworzyli drzwi budynku technicznego i wybiegli przez nie. Na zewnątrz rzuciły się na nich dwa kolejne potwory. I wtedy przyszedł niespodziewany ratunek. Z sąsiednich zabudowań wybiegli żołnierze Wasiliewa. Dwóch z nich trzymało znalezione gdzieś niemieckie miotacze ognia. Pomimo całej swojej nienawiści do NKWD czerwonoarmiści z chęcią włączyli się do walki. Widzieli co się stało i rozumieli, że tylko zjednoczeni mają szansę na przeżycie.

    Miotacze ognia okazały się bronią bardzo skuteczną. Dzięki nim zabili dwóch czarnych żołnierzy, a trzeci gdzieś zaginął. Artyleria radziecka rozpoczęła natomiast kolejną serię ostrzału potęgując zamieszanie. Pociski artyleryjskie wzniecały tumany kurzu utrudniając orientację w sytuacji, dewastując budynki i siejąc śmiertelne zagrożenie. Żołnierze Wasiliewa i niedobitki NKWD w ostatniej możliwej chwili ewakuowali się do kanałów.

***
Stalingrad  - torowisko na zapleczu stacji 21.11.1943  16:34

    Ostrzał lotniczy i artyleryjski nie przeszkodziły oddziałowi kapitana von Stumpke kontunować rekonesansu na zapleczu stacji. Jeden żołnierzy dostrzegł ruch na przeciwległym krańcu torowiska. Była tam rampa rozładowcza, kilkanaście wagonów, trochę platform kolejowych, a także sporo desek, gruzu i kamieni. Spadochroniarze rozbiegli się i z różnych stron poczęli okrążać podejrzane miejsce. Po chwili rozległy się strzały, krzyki i dziwne wycie. Niemcy przyśpieszyli kroku.

    Cała scena trwała raptem kilkanaście sekund i rozegrała się na oczach kapitana. Dwóch żywych laborantów próbowało schować się w wagonie i ostrzeliwać się przed - jak sądził początko kapitan - dwoma żołnierzami SS. Szybko jednak okazało się, że nie są to normalni żołnierze. Jeden z nich miękkim, ponadwumetrowym skokiem obalił naukowca, a drugi podbiegł do leżącego i dosłownie rozerwał go wpół. Pozostały przy życiu laborant rzucił granat i zaszył się w wagonie. Czarny żołnierz odkopnął granat daleko w bok, po czym zauważyszy nadciągajacych spadochroniarzy, ruszył ku nim. Jednoczesny, zsynchronizowany ogień z siedmiu karabinów powalił go na ziemię. Mimo to, ku zdumieniu żołnierzy, napastnik wstał. Trafiony ponownie drugą serią padł i próbował jeszcze przez chwilę czołgać się zanim znieruchomiał. Drugi z czarnych, choć trafiony odłamkiem granatu i przeszyty serią z karabinu zdołał dopaść dwóch żołnierzy i zabić ich. Dopiero kolejny granat zakończył walkę.

    Zszokowani żołnierze zebrali się w pobliżu wagonu. Byli to twardzi ludzie, a mimo to kapitan widział jak niektórym z nich trzęsą się ręce. W ogniu walki zachowali zimną krew i działali zgodnie z wpojonymi im zasadami. Temu zawdzięczali sukces. Ale co będzie przy kolejnym starciu z tajemniczymi potworami? Jeśli to prawda, że wymordowały one dwa plutony elitarnych oddziałów SS, to jak mają z nimi walczyć?

    Dwóch żołnierzy wyciągnęło z wagonu ocalałego laboranta. Był w głębokim szoku. Minęły dwie minuty zanim udało się z niego wydusić jakiekolwiek słowa. Gdy zaczął mówić, odmówił zeznań tłumacząc się tajemnicą i dobrem rzeszy. Dopiero przystawiony do skroni pistolet zmienił jego nastawienie.
- Ty gnido. Albo zaraz powiesz co lub kto zabija naszych żołnierzy, albo osobiście odstrzelę ci mózg.
- I tak wszyscy jesteśmy martwi, to bez znaczenia.
- A może wolisz aby cię tu zostawić żeby oni się tobą zajęli ? Bo jest ich więcej, prawda ?
- Mamy szansę jak jeden do tysiąca, że uda nam się stąd uciec żywym.
- Dla mnie to i tak dużo. Mów co wiesz.
- Dobrze. Więc dziś w południe przyjechaliśmy z tajnym transportem. Operacja o kryptonimie Zwerg - rzecz ściśle tajna. A może porozmawiamy sami ? - twoi żołnierze nie powinni tego sły ... no dobrze, wiem, i tak nie mamy nic do stracenia. A więc opowiem wszystko po kolei. Może da nam to jakieś minimalne szanse. Tak więc operacja Zwerg miała na celu stworzenie superżołnierza. Ubersoldat, jak go nazwano w Berlinie, miał mieć niezwykłą wytrzymałość, odwagę i fanatyzm. I jeszcze jedną cechę. Sztab rzeszy był bardzo zatroskany ogromnymi stratami ludzkimi jakich doznajemy na froncie wschodnim. Rosjanie mają dużo większy potencjał ludzki dzięki czemu mogą walczyć z większym poświęceniem. Nas strata każdego żołnierza boli dużo bardziej. A gdyby wykorzystać naszych poległych ? Tak zrodził się pomysł rewitalizowania zmarłych. Tak rewitalizowania, bo z ożywianiem to ma niewiele wspólnego.
 - A więc ... to są ... zmarli ? Łżesz ! Oni zabili dwóch moich żołnierzy.
 - Nie do końca zmarli i nie do końca żywi. Wielu żołnierzy umiera w szpitalach polowych, pod koniec znajdując się na granicy życia i śmierci. Nasi naukowcy znaleźli sposób jak, po tym, gdy psyche już, że tak powiem odejdzie, pozostawić ciało w aktywności. Wstrzykujemy im specjalną substancję, która sprawia, że po śmierci ich serce nadal pompuje krew, ich mięśnie nadal działają, a ich mózgi potrafią myśleć. Przy czym nie są to myśli typowo ludzkie. Działa raczej ich podświadomość, typowo zwierzęce automatyczne zachowania. Nie ma w nich żadnego człowieczeństwa. Są za to bardzo silni, nie czują bólu, ani strachu. To chodzące góry mięsa.
- To obrzydliwe. Jeśli to co mówisz jest choćby w części prawdą - kapitan splunął pod nogi laboranta - to jak stąd wyjdziemy żywi, to osobiście odstrzelę ci sukinsynu twój parszywy łeb.
- Myśli pan, że miałem jakikolwiek wybór kapitanie?
- Każdy człowiek ma wybór. To za to walczyliśmy? Za to ginęli dzielni żołnierze ? Za to żeby ich teraz przerabiać w cuchnące, chodzące zwłoki ?

    Kapitan chwycił pistolet. W odruchu obrzydzenia, gniewu i wstydu za własny kraj chciał zastrzelić laboranta. Powstrzymał się. Zacisnął pięści i spojrzał w niebo. Fala gniewu minęła. Doszedł do głosu instynkt samozachowawczy. Nie dać się zabić. Wydostać się z tego piekła. Ocalić swoich żołnierzy, tych których jeszcze można ocalić.
- Ale da się ich zabić ? Nam się jakoś udało.
- Da się ich zabić jak każdego człowieka. Jak każde ciało ludzkie. Płynący w żyłach specyfik daje im wytrzymałość i sprawia, że nie czują bólu. Mogą przyjąć serię z karabinu maszynowego. Normalny człowiek natychmiast padłby, kule rozerwałyby kluczowe narządy i sprawiły ból nie do wytrzymania. Oni przez pewien czas będą walczyć. Serce nawet podziurawione będzie zmuszane do pracy. Potem wykrwawią się, serce rozerwane całkowicie przestanie bić, albo mózg przestanie funkcjonować. Oni nie giną jak zwykli ludzie. Ich trzeba unicestwić. Rany im szkodzą jak każdemu ludzkiemu ciału - mogą od nich zginąć. Jednak zanim to nastąpi - mogą zabić jeszcze kilku przeciwników. Oto właśnie chodziło w idei ubersoldat. Będą walczyć nawet z urwaną nogą - co najwyżej będą się przez nią wolniej poruszać...

    Laborant zrobił pauzę. W powietrzy zapachniało poczuciem grozy i beznadziejności. Kapitanowi wydawało się, że znajduje się w głębokim śnie. Odgłosy wybuchów dochodziły do niego przytłumione jakby z ogromnej odległości i nie wiele go obchodziły. Bitwa o Stalingrad, radzieckie okrążenie, misja odbicia stacji - to wszystko stało się nagle odległe. Jeśli to był sen, to von Stumpke ponad wszystko pragnął być obudzony właśnie w tej chwili. Nawet gdyby obudził się w Stalingradzie. Byle była to chociaż krwawa i brutalna, lecz przewidywalna wojna. Obudzić się z tego koszmaru. Niestety nic takiego nie miało miejsca. Zamiast tego laborant ponownie podjął przerwany wątek:
- Ich lojalność jak do tej pory była bez zarzutu. Próby wykonywane na poligonie dawały wspaniałe rezultaty. Ubersoldat nie mówił, ale rozumiał co się do niego mówi i reagował na komendy. Poddany wielu zabiegom, które są tajne nawet dla nas - techników niższego szczebla, wykazywał stuprocentową lojalność i niezawodność...
- To co się stało do cholery ? Rosyjskie powierze tak na nich podziałało ?
- Niestety nie mam pojęcia. Przykro mi. Opowiedziałem Panu wszystko co wiedziałem kapitanie. W żaden inny sposób nie mogę już pomóc, ani zmazać swoich win. Teraz czuję, że stworzyliśmy potwora, ale jest już za późno.
- Nie jest. Trzeba działać natychmiast. To ważniejsze od Stalingradu, a nawet od wojny i losu rzeszy. Teraz chodzi o honor całej ludzkości.

    Kapitan wstał i energicznym krokiem ruszył do wyjścia z wagonu. Po fali zniechęcenia naszła go fala aktywności. Von Stumpke choć był patriotą, nie był radykalnym faszystą. Nigdy nie zgodziłby się ze stwierdzeniem, że zwycięstwo można okupić dowolnie dużym poświęceniem. Nie tak dużym. Nie za cenę stworzenia świata, w którym on nie chciałby żyć. Postanowił pokrzyżować plany twórcom operacji Zwerg, a pierwszym zadaniem, które należało w tym celu wykonać było: wydostać się ze stacji. Żywym.

***
Stalingrad  - ul. Pietrowska 21.11.1943  16:48

- Halo sztab, czy mnie słyszycie. Melduje się pułkownik Jeńcew. Odbiór.
- Słyszmy cię dobrze towarzyszu. Meldujcie. Odbiór.
- Stacja nadal w rękach Niemców. Bezpośrednie ataki nie przyniosły rezultatów. Cztery plutony piechoty - stracone. Dwa plutony NKWD - stracone. W odwodzie nadal kompania B oraz pluton czołgów. Odbiór.
- Wstrzymać bezpośredni atak. Kierujemy zmasowany atak altyleryjski. Stacja zostanie zniszczona. Powtarzam: wstrzymać atak. Stacja zostanie zniszczona. Odbiór.
- Przyjąłem. Powstrzymuję się od dalszych ataków. Bez odbioru.

***
Stalingrad  - kanały pod stacją 21.11.1943  16:50

    Sytuacja Rosjan w kanałach pogarszała się z minuty na minutę. Coraz więcej korytarzy było odciętych - zasypanych przez rumowiska domów. Inne w każdej chwili groziły zawaleniem. Artyleria wzmagała ostrzał. Stało się jasne, że już wkrótce cała okolica stanie się śmiertelną pułapką, z której mogą już nie wyjść. Dodatkowo wciąż napotykali na czarnych żolnierzy. Jeden skoczył na nich z góry. Musiał zapewne czatować po cichu i czekać aż podejdą, co dowodziło że pomimo bezmyślnego wyglądu nadal dysponowali cząstką ludzkiej inteligencji. Zanim zabili napastnika - zdążył zabić dwóch rosjan, a trzeciego ciężko ranić. Enkawudziści chcieli zostawić rannego, aby nie spowalniał marszu, na co Wasiliej zareagował zdecydowaną odmową. Gdy zaś Chasenkow stwierdził, że to on dowodzi i zażądał posłuszeństwa - sierżant stwierdził: "niech towarzysz kapitan idzie sam, i niech weźmie wszystkich, którzy chcą iść z nim - ja i moi ludzie, zostajemy z rannymi". Jednak nawet enkawudziści woleli zostać w grupie. Ich dowódca przyjął to ciężko, lecz nie miał wyboru. Zamilkł i podporządkował się.

    W pewnym momencie zrobiło się wielkie zamieszanie. Po dość bliskiej eksplozji pocisku artyleryjskiego zawaliła się część stropu tuż przed oddziałem. Gdy korytarz pokrył się kurzem, jeden z żołnierzy zaczął nagle strzelać. Prawdopodobnie nie wytrzymał psychicznie, a jego umęczona fantazja wzięła obłok kurzu za napastnika. Pozostali wpadli w panikę. W ogólnej strzelaninie dwóch żołnierzy zostało rannych. Gdy oddział dochodził do siebie po tym wydarzeniu, a sierżant Wasiliew mruczał pod nosem "i tak wygląda armia czerwona", zostali zaatakowani przez prawdziwego "czarnego mutanta" jak zaczęli zwać swoich niecodziennych przeciwników. Wyskoczył z ciemnej otchłani korytarzy z głową pochyloną nisko, zupełnie niczym szarżujący byk. Zwalił z nóg dwóch żołnierzy, po czym rzucił się na trzeciego przegryzając mu tętnicę szyjną. Rozpoczęła się bezładna strzelanina. Któryś z żołnierzy spanikował i rzucił granat. Inni rozbiegli się w przypadkowych kierunkach w rozpaczliwej ucieczce. Oddział praktycznie przestał istnieć.

    Gdy opadł kurz - Wasiliej spostrzegł, że został sam, z jednym lekko rannym żołnierzem oraz kapitanem Chasenkowem. Pozostali leżeli martwi lub uciekli. Sierżant przeklął siarczyście, machnął ręką na enakawudzistę, po czym wszyscy ruszyli przed siebie. Na dobrą sprawę nie wiedzieli nawet, czy idą we właściwym kierunku. Nie pozostało im jednak nic innego.

***
Stalingrad  - gdzieś na stacji 21.11.1943  16:50

- Szybko. Tędy. Schodzimy do kanałów - górą nie mamy szans przejść.
- A niech to, panie kapitanie, ten szczur laboratoryjny próbuje uciec!
- Złapcie go! Żywego! On coś ukrywa.

    Trzech żołnierzy rzuciło się w ślad za uciekającym technikiem. Ten zaś podbiegł do pobliskiego budynku, lecz gdy tylko otworzył drzwi - zamnął je ponownie, odwrócił się i rozpoczął paniczny bieg z powrotem. Nie minęło pół sekundy, gdy w drzwiach pojawiła się przyczyna odwrotu Niemca. Kolejnych czterech niezbyt żywych i niezbyt martwych żołnierzy wyskoczyło z otworu i ruszyły w kierunku spadochroniarzy. Wydawali dźwięki nie przypomniające żadnego istniejącego zwierzęcia. Najgorsze jednak było to, że dwóch z nich trzymało coś w rękach. Były to radzieckie pepesze...

    Von Stumpke był doświadczonym żołnierzem. Prywatnie bywało różnie: czasem był porywczy, czasem niezdecydowany, lecz cechy te nigdy nie działały w czasie walki. W ogniu bitwy zawsze był opanowany, spokojny i bezwzględnie precyzyjny. Wiedział, że stawką jest życie wielu osób. My albo oni. Tak było zawsze. Tak było i tym razem. Błyskawicznymi gestami rozdzielił oddział. Żołnierze schowali się za osłonami i rozpoczęli ostrzał. Spadochroniarze byli dobrymi żołnierzami. Jednak ich doświadczenie w walce z żywmi ludźmi nie sprawdzało się w stuprocentach w nowych warunkach. "Jeden strzela, jeden biegnie." "Korzystaj z osłon." "Ogień zaporowy i atak z flanki." - tak ich uczono. A gdy wróg rzuca się w samobójczym ataku wprost pod huraganowy ogień ? A gdy wróg już nie żyje, a mimo to strzela do ciebie ? Co najgorsze czarni żołnierze tym razem użyli taktyki, nie atakowali całkiem bezsensownie. Dwójka bez broni pobiegła przodem - jako tarcze - zbierając większość kul. Gdy padli, było już za późno aby powstrzymać dwóch pozostałych ogniem karabinów. Niemcy zbyt późno przypomnieli sobie o istnieniu granatów. Dwaj nieumarli rozdzielili się i zaatakowali różne grupy oddziału. Strzelali celnie. Gineli wolno. Zanim ich unieszkodliwiono, zebrali śmiertelne żniwo.

    Wzburzenie kapitana von Stumpke przekroczyło tym razem granicę powyżej której przestał się kontrolować. Podbiegł do laboranta i uderzył go kolbą w twarz. Upadającemu strzelił w nogi. Technik padł i zwinął się z bólu. Kapitan był czerwony z wściekłości, a żaden z jego ludzi nawet nie próbował go uspokajać. Prędzej sami zlinczowali by naukowaca.
 - Nie zabije cię skurwielu. Nie dam ci przyjemności szybkiej śmierci. Będziesz zdychał w męczarniach, a potem zostawię cię na pastwę tego, co stworzyłeś swoimi śmierdzącymi rękami.
 - Kapitanie, litości. Nie miałem pojęcia, że to się tak skończy. Chciałem przysłużyć się ojczyźnie, fuhrerowi...
- Chciałbym cię wysłać do fuhrera w kawałkach. Czy wiesz, że na jednego zabitego śmierdziela przypada trzech naszych chłopców ? Ilu ich przyjechało ? Ilu jeszcze ich jest ?
- Przywieziono dwadzieścia cztery skrzynie, w każdej był jeden.
- O mój boże - wyrwało się jednemu z żołnierzy.

    Kapitan stracił nagle zapał atakowania laboranta i usiadł na torach. Po chwili w odruchu wściekłości i bezradności rzucił pistoletem w ścianę. Oparł ręce na kolanach pogrążył się w myślach. Żołnierze stali wokół w bezładzie. Czekali. Artyleria atakowała z animuszem. Sztukasy także bez ustanku ostrzeliwały stację z powietrza, a oni stali na samym środku otwartej przestrzeni i zupełnie nie miało to dla nich znaczenia. Wydawało się, że czas zatrzymał się, umarł i już więcej nie ruszy ponownie. A jednak ruszył wraz z łamiącym się głosem laboranta.
- Jest jeszcze coś ... Chciałem to zabezpieczyć... dla dobra rzeszy... ale wiem że nie mogę... Boże, możesz mnie potępić... nie miałem wyjścia... mój brat jest w więzieniu gestapo, gdybym odmówił... Jest maszyna. Była w 25 skrzyni... Maszyna produkuje substancję. Wystarczy wstrzyknąć ją zmarłemu w ciągu czterech minut od śmierci, aby ożył. Nie będzie lojalny wobec nikogo. Będzie siać zniszczenie.
- I może strzelać. Czy daliście im broń ? - kapitan ocknął się z letargu.
- Nie, ale oni mogą uczyć się.
- Kapitanie - odezwał się jeden z żołnierzy - a jeśli TO wpadnie w ręce Rosjan ?
- W czyje by nie wpadło - kapitan podniósł się, zakasłał i wziął upuszczoną broń - musimy to zniszczyć. Nawet jeśli przy tym zginiemy. Rozumiecie mnie ? Macie rodziny, prawda ? Chcielibyście do nich wrócić, ja też bym chciał. Ale jeśli to nam się nie uda, to sprawmy chociaż, aby nie musiały żyć na takim świecie.

    Kapitan rozkręcał się ponownie. Chwilowe załamanie ustąpiło chęci działania. Chwycił przerażonego laboranta, podniósł go i syknął mu do ucha:
- Pokaż nam gdzie jest ta maszyna i powiedz jak ją zniszczyć. Tylko w ten sposób odkupisz winy.

    Laborant wskazał im lokalizację maszyny. Ruszyli. Zdążyli przejść zaledwie jedno pomieszczenie, gdy zaatakował ich kolejny potwór. Skoczył wprost na naukowca. Mężczyzna nie miał szans. Spadochrniarze zabili napastnika tym razem bez dalszych strat własnych. Dalszą drogę musieli jednak odbyć kanałami. Artyleria nie dała im szansy na pozostanie na zewnątrz.

***
Stalingrad  - kanały pod stacją 21.11.1943  16:56

    Von Stumpke słabo znał kanały, a dwóch jego żołnierzy robiących za przewodników, już zginęło. Musiał polegać na intuicji, lecz ta tym razem zawodziła go. Co rusz wchodzili w zasypany kanał i musieli zawracać. W końcu usłyszeli czyjeś krzyki i odgłosy strzelaniny. Pobiegli w ich kierunku... Na miejscu zastali kilku Rosjan walczących z czarnym żołnierzem. Odsiecz Niemców pomogła żywym i przechyliła szalę na ich stronę. Potwór padł martwy. Żołnierze obu nacji stanęli na przeciwko siebie w milczeniu nie wiedząc jak się zachować. Przed godziną śmiertelni wrogowie, teraz byli zmuszeni do współpracy aby przeżyć... Patową sytuację pierwszy przełamał Wasiliew.
- Nie strielajcie kamraden. My sind freunde. Niet schliesen. - rzekł łamanym niemieckim.

    Szczęściem w nieszczęsciu jeden z ocalałych żołnierzy z oddziału niemieckiego znał trochę rosyjskiego. W kilku zdaniach wytłumaczył rosjanom sytuację. Nie omieszkał powiedzieć także o maszynie, choć zimny wzrok kapitana skierowany na mundur NKWD mówił sam za siebie: "za dużo - będą kłopoty". Jednak Chasenkow nie zareagował, a reszta Rosjan ochoczo zgodziła się pomóc w zniszczeniu śmiertelnej machiny. O ile oczywiście trafią na nią po drodze, bo "nie zamierzają ginąć za brudne faszystowskie eksperymenty, a wogóle to job twaju mać hitlerowska świnio". Kłopoty ze znajomością rosyjskiego u tłumacza, który nie potrafił przetłumaczyć przekleństw, ułatwiły jednak zawarcie chwilowego radziecko-niemieckiego zawieszenia broni. Nowosformowany oddział ruszył w przypadkowym kierunku. Okolica była już zdewastowana do tego stopnia, że nikt nie wiedział co znajduje się za zakrętem. Ani kto...

    Nie mieli dużego wyjścia. Większość przejść była już zniszczona, a jedyne dostępne przejścia kierowały ich wprost do magazynu stacji, gdzie wedle słów naukowca znajdowała się maszyna. Zanim do niej dotarli znów zostali zaatakowani. Napastników tym razem było trzech. "Czarni mutanci" byli coraz trudniejsi do zabicia. Widać było wyraźnie, że uczą się i zaczynają myśleć logicznie. A przynajmnie takie sprawiali wrażenie. Po krwawej bitwie przy życiu pozostali już tylko Wasiliew, Chasenkow, von Stumpke i jeden niemiecki żołnierz. Zginął tłumacz, nie dali rady pozostali żołnierze. W końcu jednak znaleźli maszynę.


***
Stalingrad  - magazyny stacji 21.11.1943  17:09

    Znalezienie materiałów wybuchowych okazało się prostym zadaniem. Oddział SS dokonujący rozładunku zapobiegawczo zaminował całe pomieszczenie. Dziwnym zbiegiem okoliczności nie zostało ono trafione żadnym pociskiem artyleryjskim ani lotniczym. Gdyby tak się stało - problem maszyny do produkcji nieumarłych żołnierzy rozwiązałby się sam. Tak się jednak nie stało i von Stumpke wraz ze swoim żołnierzem rozpoczęli przygotowania do wysadzenia pomieszczenia. Gdy już prawie skończyli swoją pracę, nagle rozległy się strzały. To Chasenkow ostrzelał Niemców. Ostatni z podkomendnych kapitana padł martwy. On sam choć trafiony w rękę zdołał otworzyć ogień. Enkawudzista schował się między skrzyniami pokrzykując do zdezorientowanego Wasiliejwa. Choć z pozoru dziwna wolta Chasenkowa wyglądała na szaleństwo, to w rzeczywistości był to wcześniej obmyślany plan. Wasiliew szybko pojął, czemu NKWD nie chciałoby zniszczenia maszyny. Pojął i przerażony skierował lufę swojego karabinu na Chasenkowa. Strzelił. Rosjanin zaskoczony nie zdążył zareagować.

    Okazało się, że enkawudzista w międzyczasie zniszczył przewody detonatora. Pozostał więc tylko jeden sposób na zniszczenie maszyny. Ktoś musiał zostać i zdetonować ręcznie materiały wybuchowe. Można było na przykład spróbować rzucić granat i uciec nim wybuchnie. Biorąc jednak pod uwagę ilość zgromadzonego w pomieszczeniu dynamitu, szanse na przeżycie były minimalne. Mimo to obydwaj żołnierze chcieli zostać. Po krótkiej kłótni w łamanym rosyjsko-niemiecko-migowym języku stanęło na tym, że zostanie Wasiliew. On i tak nie miał szans ujść z życiem. NKWD nie odpuściłoby ani jemu, ani jego rodzinie. Wolał zginąć, bo wiedział że wówczas zostanie uznany za bohatera zaginionego w akcji. Jego bohaterska śmierć mogła być jedyną szansą na ocalenie rodziny przed aresztowaniem i zesłaniem do łagru.

    Von Stumpke oddalał się tak szybko, jak tylko był w stanie. Stacja błyskawicznie stawała się ruiną. Z każdej strony groziło niebezpieczeństwo. Wybuchy rozrywały ściany, masakrowały dachy i kruszyły podłogi. Było jasne, że za kilka chwil żadna żywa, ani nawet sztucznie ożywiona istota ludzka nie będzie miała żadnych szans. W pewnej chwili budynkiem wstrząsneła potężna eksplozja. Kapitan przystanął, odwrócił się i zasalutował. Był to jedyny sposób, w jaki mógł oddać honor swojemu byłemu wrogowi, który poświęcił życie dla ratowania świata przed złem jakie przygotowali berlińscy fanatycy...


***
Stalingrad  - kwatera Gestapo 22.11.1943  05:02

- Pański raport jest kompletnie niewiarygodny kapitanie. Dobrze radzę podać nam całą prawdę dobrowolnie...
- Całą prawdę opisałem już w raporcie...
- Transport. Co się stało z transportem ?
- Nie widziałem żadnego transportu. Nie udało nam się dotrzeć do stacji. Mój oddział został rozbity w trakcie potyczki z rosjanami, a reszty zniszczenia dokonało nasze lotnictwo razem z...
- Mamy wiele czasu kapitanie. Jeszcze dojdziemy do prawdy. Cała prawda wyjdzie w końcu na jaw...

fyjkol : :